Dumny bądźżeś – opracowanie

Żądza zysku towarzysząca dorosłym zawsze szkodziła najbardziej dzieciom, ale dzieci są również bardzo czułe na sygnały ze świata dorosłych, których zupełnie nie rozumieją. Znakomicie pokazuje to druga powieść – „Dumny bądźżeś” Ireny Douskovej, książka skrajnie inna od poprzedniej. To opowieść o pierwszych latach normalizacji Huska, przez które w szeregu mniej lub bardziej komicznych przygód i sytuacji z życia dzieci i dorosłych z pewnego powiatowego miasta prowadzi nas bystra, lecz odpowiednio do swojego wieku naiwna uczennica drugiej klasy szkoły podstawowej w Niczinie, Helenka Souczkowa. Lata największego marazmu, który nastąpił po okupacji radzieckiej w roku 1968, wszystkie ówczesne konwulsje społeczne i ucisk komunistycznej propagandy postrzega jakby tylko z zewnątrz, przez pryzmat historii rodzinnej, przez którą niezmiennie wyziera absurd tamtych czasów. Dumny Bądźżeś nie jest jednak powieścią społeczno-polityczną o latach siedemdziesiątych – najważniejszą zaletą tej książki jest niezwykle subtelna wrażliwość delikatnej, lecz spostrzegawczej dziewczynki, skonfrontowana z tragigroteskową rzeczywistością otaczającego ją świata, pozornie znajdującą się gdzieś „za szybą”, gdzieś za barwami ochronnymi dzieciństwa. W tej książce dziecięca wypowiedź przez swoją intensywną autentyczność służy jako narzędzie do odsłonięcia i oskarżenia niedoskonałej rzeczywistości świata dorosłych. Doskonale dostrzegła to czeska recenzentka książki Bora Gregorova:

<<założę się o cokolwiek, że kiedy będziecie czytać bądźżesia to między zdaniami typu „patolog znaczy coś tak jakby cierpliwy… albo wyjaśnieniami dobrze znanych zjawisk z rzeczywistości („bo joga jest takie ćwiczenia, przy których człowiek prawie nie rusza, ale weźmie powiedzmy swoją jedną rękę i nogę, zawiąże na supeł musi pół godziny wytrzymać…”), będziecie się na głos – naprawdę od serca – śmiać. >>

„Dumny Bądźżeś” to naturalnie lekkie, niewymuszone i inteligentne czytadło, nad którym można uronić łezkę ze śmiechu, jak i z nostalgii. Bez intelektualnych ambicji, lecz autentyczne i to jest w nim niepowtarzalne i właściwie zwyczajnie piękne. Nawet prosta pointa nie razi czytelnika, bo wychodzi przecież z ust dziecka. Omawiana książka ma jednak jedną niezaprzeczalną zaletę, która sprawiła, że powołuję się na nią w mojej pracy – otóż traktuje ona małego człowieka jak wielkiego bohatera. Nie chodzi tu o rozumienie patetyczne tego słowa, ale o jego literacki wydźwięk. Odnajduję w niej to, czego brakowało w utworach pozytywistów: dziecko mówi samo za siebie, patrzy na świat własnymi oczami (nie oczami pisarza), przedstawia dorosłych w świetle dziecięcych skojarzeń i to jest jej największy plus.</założę>

About

You may also like...

Comments are closed.